Pociąg do Nieba dla bezdomnych


Dlaczego on ma nowy samochód, a ja muszę podróżować tramwajem ?

Dlaczego ona nosi markowe ubrania, a ja muszę zadowalać się ubraniami z wyprzedaży? Dlaczego ona jada w drogich restauracjach, a j a jestem skazana na żywność z supermarketu? Dlaczego on może sobie pozwolić na wakacje w Australii, a mnie nie stać na wyjazd za miasto?

Dlaczego, wreszcie, oni mają basen na podwórku, a j a gnieżdżę się z całą rodziną w blokowisku? Te i podobne pytania zadaje sobie czasami większość z nas. Te i podobne pytania przestają mieć jakiekolwiek znaczenie w momencie spotkania z kimś, kto ma jeszcze mniej. Mniej pieniędzy, mniej możliwości, mniej szczęścia, może mniej wygórowanych marzeń.

Nigdy wcześniej nie miałam tak bezpośredniego kontaktu z osobami bezdomnymi jak 28 stycznia. Owszem, czasami ktoś zaczepił mnie na ulicy prosząc o złotówkę lub kupno bułki, ale nigdy nie wyglądał to tak, jak na akcji PdN-u (Pociągu do Nieba). Nie ukrywam, że miałam obawy przed tym spotkaniem. Bałam się swojego zachowania i swojej reakcji.

Bałam się, że nie będę umiała rozmawiać z tymi ludźmi, bałam się, że odbiorą to jako litość nad nimi. A jak było w rzeczywistości? Spotkałam bardzo nieszczęśliwych ludzi o bardzo smutnym spojrzeniu. Podczas spotkania z trzema panami, którzy jeszcze przed naszym odejściem zaczęli spożywać podarowane im przez nas kanapki, byłam bliska płaczu.

Nie mieści mi się w głowie, jak możliwe jest to, aby w cywilizowanym kraju w XXI wieku ludzie nie mieli co jeść czy gdzie spać. Nawet, jeżeli organizowane są takie akcje ja k nasza, to jest to pomoc doraźna, która tak problemu nie rozwiązuje, a jedynie pozwala na przeżycie kolejnego dnia. W tym dniu zrozumiałam, ile mam. Poczułam ogromny wstyd za to, że tego nie doceniałam.

Zrozumiałam,że muszę cieszyć się z tego, że mam pieniądze, żeby kupić bilet na ten tramwaj, że mam ubrania z wyprzedaży, że mam tę żywność z supermarketu. Że mam wokół ludzi, którym jestem potrzebna, że mam dla kogo żyć i do kogo wracać po szkole.

d.o.s.

 

Codzienność bezdomności

W trakcie styczniowego Pociągu do Nieba wraz z Eweliną rozpoczęliśmy adorację w kaplicy. Później zmieniła nas kolejna para. Zaraz po opuszczeniu kaplicy zauważyliśmy w korytarzu idącego w pośpiechu starszego mężczyznę . Zapytaliśmy, czy spotkał jakieś bezdomne osoby po drodze. Okazał o się, że sam jest w potrzebie i szuka ciepłego schronienia.

Zaproponowaliśmy herbatę z termosu, kanapki i chwilę rozmowy. Po przejściu do ogrzewanej poczekalni dworca musieliśmy się pożegnać, siedziało tam już kilku bezdomnych, którymi wcześniej zajęli się nasi znajomi. Została nam przydzielona ul. Piłsudskiego, więc tam rozglądaliśmy się za kolejnymi osobami. Mróz był bardzo dokuczliwy, chwilami pojawiała się chęć rezygnacji.

Mimo tego szliśmy dalej, mało było przechodniów o tej porze. Z daleka widzieliśmy, jak pewien mężczyzna rozpoczyna rozmowę z ekspedientką z budki z frytkami, po czym wyciąga kubek z reklamówki, który starannie przeciera przed podaniem. To wydarzenie uświadamia mi bliżej codzienność bezdomności, trud zabiegania o podstawowe potrzeby życiowe.

Nasza pomoc była symboliczna, jednak uważam, że ten czas przyczynił się do poszerzenia mojej wiedzy, wrażliwości, ale również czujności, gdyż osoby te często mają kłopoty z nałogami, często trudno potwierdzić ich opowieści.

 

Michał Zdeb

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *